sobota, 28 lutego 2015

Wroooocław :)


Tak, tak. Do przed chwilą były tu zdjęcia z Wrocławia, jednak szalenie irytowało mnie, że strona przez nie tak wolno się ładuje. Więc już ich nie ma na blogu, za to są tu: Wrocław - luty 2015 i to w ilości znaczniejszej.


Uwaga! Zdjęcia chronione prawem autorskim. Bez zgody autorki nie można ich wykorzystać.

piątek, 27 lutego 2015

Są takie miejsca na ziemi, w których oddycha się inaczej. 
Do których chętnie się wraca po raz milion dwieście pięćdziesiąty pierwszy. 
I z których wyjeżdża się spokojniejszym.

Wrocław. Taka tam przestrzeń upatrzona przeze mnie bardzo dawno temu. 

*

Rok temu we Wrocławiu odkryłam operę
Tym razem nie mogło jej zabraknąć. hipcia zadbała, by było jej pod dostatkiem. 
Tak więc "Falstaff" Verdiego,  "Raj utracony" Pendereckiego, 
"Eugeniusz Oniegin" Czajkowskiego... Choć tematyka tak różna, niezmiennie zachwyca mnie orkiestra i dyrygenci. I pomysł na scenografię. 

Poza tym spacery południowe i wieczorne. Patrzenie na miasto z różnych perspektyw.

Teatr. Pantomima o robakach. Doskonała gra ciałem, zachwyt mimiką. 
I trup w oknie na parlament. Ciemność, bo urwał się rękopis,
 a w zasadzie został urwany przez dostarczycieli prądu.

Czekolada Wedla. Niby dobra, ale nie taka jak w Krakowie. 
Krótka wizyta w Nowych Horyzontach.

A wszystko to zapoczątkowane przez tańce ludowe w Capitolu.

No i jeszcze ilustrisowy sklep. Ach.

*

Wnioski po powrocie:
- przyjemnie jest nie widzieć tych wszystkich nieprzyjemnych wiadomości telewizyjnych.
- kultura, głupcze!
- trzeba tam wrócić :)

piątek, 20 lutego 2015

Oddychanie we Wrocławiu powietrzem całkiem wrocławskim.
Pełnym ołowiu - dodaje hipcia. A ołów czyni nas przyziemnymi - dodaję.

Na przekór jednak tej dyskusji chadzam to tu i to tam. 
Podziwiam prawiewiosnę i robię zdjęcia.
Wizytuję operę i tańce ludowe, a w planach jeszcze spory łyk kultury.
Dobrze tu być i nią zachłystywać się! 

niedziela, 15 lutego 2015

To był dobry tydzień.  Zabiegany, pracowity, 
ale gdzieś z tyłu głowy szeptało: ferie, wkrótce ferie...

Tak więc powróciłąm po zwolnieniu witana przez niektórych tak, 
jakby nie było mnie przez pół roku :) 
Zostałam uchem, wysłuchującym zdumiewających rodzinnych historii 
o ojcach i mężach. 
Miałam też okazję uczestniczyć w karnawałowym balu przebierańców 
i objadać się z moimi maluchami pączkami.

    A potem nadszedł piątek. Dzień, który uświadomił mi po raz kolejny, że jak człowiek chce coś budującego zrobić, z Bogiem łączność odnowić, to Zły na głowie stanie, by nie wyszło. Bladym świtem wstałam, by przed dyżurem i lekcjami zdążyć spotkać się
z rodzicą. Okazało się, że dom mój tonie i od wody pęcznieje. Przerażona chciałam się ukryć ze strachu przed sąsiadami i przed czasochłonnymi oględzinami. Ostatnim razem podobna powódź miała miejsce w dniu mojego wyjazdu do Poznania na randkę z Dawidem. Tym razem miało być spotkanie
z Abrahamem... W każdym razie zanim szczęśliwie okazało się, że potop nadchodzi od sąsiadów, zdążyłam zbić swój ulubiony termometr. Tak oto felernie rozpoczął się piątek. Rodzica przyszła, ale miała kiepski powód. 

Tak podgorączkowy dzień się toczył i do Poznania dotrzeć nie dał.

Za to jest szansa na kulturalny Wrocław. Oczekuję go z niecierpliwością. 

piątek, 6 lutego 2015

J. zasugerował niedawno, że może warto byłoby zrezygnować z fb.
No tak, bo jak ktoś siedzi w pubie ze znajomymi 
i zamiast się z nimi dobrze bawić, 
przesiaduje w sieci, to jest to jakiś problem.

No to zdezaktywowałam, żeby walczyć z nałogiem.


środa, 4 lutego 2015

Zima pełną parą. Człowiek przykuty do łoża.
Ale to nie przeszkadza, by była moc.
Myślimy o wspólnych wakacjach w gronie przyjaciół.
Planujemy, przeglądamy miliony stron www.
Może Bieszczady? Pieniny? Kaszuby? 
Może Toruń? Sandomierz? 
Gdzie by tu pojechać... gdzie? :)

*
Warto przesłuchać - p. Jacek Pulikowski.
Ciekawe, że zaczęłam słuchać od konferencji dla mężczyzn...  
Hmm... dlaczego?



poniedziałek, 2 lutego 2015

Kiedy tak człowiek sobie dogorywa, docenia każdy gest życzliwej pamięci.
Nawet sałatka z kurczaka uciapciana 
w sosie majonezowo-keczupowym z bonusem kisznoogórkowym 
podarowana z miłością zaczyna nabierać walorów.

Patrzę na moją kolorową choinkę i myślę, że to chyba już czas.
Ale może chociaż do Popielca mogłaby postać?
Do Popielca... czyli właściwie do kiedy?

SDM dziś na funpage'u przysmuca nieco...

A ja, mimo wzruszających filmów, 
w głowie mam Hubertową, bardziej optymistyczną, kompozycję.




Ktoś coś przytargał i ambitne plany wytężonej pracy legły w gruzach.
Od dwóch dni za to intensywnie walczę 
o zachowanie swojego ja w temperaturze ludzkiej.
Póki co bezskutecznie.

Coś poważnego. Wreszcie jakiś nowy projekt.
Odbudowywanie.
Oczekiwanie na Po.

Dziś oni. Bo będą wtedy nieopodal.