piątek, 27 lutego 2015

Są takie miejsca na ziemi, w których oddycha się inaczej. 
Do których chętnie się wraca po raz milion dwieście pięćdziesiąty pierwszy. 
I z których wyjeżdża się spokojniejszym.

Wrocław. Taka tam przestrzeń upatrzona przeze mnie bardzo dawno temu. 

*

Rok temu we Wrocławiu odkryłam operę
Tym razem nie mogło jej zabraknąć. hipcia zadbała, by było jej pod dostatkiem. 
Tak więc "Falstaff" Verdiego,  "Raj utracony" Pendereckiego, 
"Eugeniusz Oniegin" Czajkowskiego... Choć tematyka tak różna, niezmiennie zachwyca mnie orkiestra i dyrygenci. I pomysł na scenografię. 

Poza tym spacery południowe i wieczorne. Patrzenie na miasto z różnych perspektyw.

Teatr. Pantomima o robakach. Doskonała gra ciałem, zachwyt mimiką. 
I trup w oknie na parlament. Ciemność, bo urwał się rękopis,
 a w zasadzie został urwany przez dostarczycieli prądu.

Czekolada Wedla. Niby dobra, ale nie taka jak w Krakowie. 
Krótka wizyta w Nowych Horyzontach.

A wszystko to zapoczątkowane przez tańce ludowe w Capitolu.

No i jeszcze ilustrisowy sklep. Ach.

*

Wnioski po powrocie:
- przyjemnie jest nie widzieć tych wszystkich nieprzyjemnych wiadomości telewizyjnych.
- kultura, głupcze!
- trzeba tam wrócić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz