piątek, 6 marca 2015

Kiedy się chodzi do pracy, czas płynie inaczej. Choć telewizor nie oddycha, ja znów mam ograniczone odpoczynek i czytanie. Za to wertuję słowniki i pozyskuję nową wiedzę o Peru. Już wiem, kim był Inka Sape i że w zasadzie mógłby być moim mężem. Ale wyszło jak wyszło...

Warto odnotować dzisiejsze szalone zakupy z Milą i Paulą. Wracanie po niebieską butelkę, którą niespodziewanie zgubiłyśmy na środku ulicy. Włóczenie się po sklepach 
i długie debatowanie o przewadze prezentu w stylu babci Ludwiki nad brązowymi napisami o tym, że kawa, a nie herbata. O nutach. Wzmianki o palonych owcach i jeżach. Spotkanie pierwszego stopnia z kartkami wydawnictwa Ilustris. No i książki z serii "jeśli", czyli "Wróć, jeśli kochasz", "Zostań, jeśli pamiętasz", "Zabij, jeśli potrafisz...", czy jakoś tam odwrotnie, ale jednak. No i abstynencka herbata w Jazz Clubie, która wprowadziła nas w stan radosnej głupawki... :)

Jutro ponoć klasowe zdjęcia... czytam rady: Otynkuj się, wyszpachluj, odmaluj... Ja? Przecież ja nie muszę! ;)


1 komentarz: