piątek, 13 marca 2015

Spotkania, co przychodzą same...

Spać ostatnio po nocach nie mogę. Odwiedzają mnie w snach najważniejsi ludzie. Przychodzą, robią rzeczy dziwne, zaskakujące... 
zdarza mi się wyć w tych snach z rozpaczy. I wtedy się budzę. 
Miotam się, wiercę i zasnąć nie mogę. 
A potem tradycyjnie: budzik za wcześnie, 
śniadanie za późno, ostatnia minuta przed dzwonkiem.

Czwartek bez Jazz Clubu jest... inny. 

Żartuję z jakimś księdzem katolickim, że nauczyciele przedmiotu w. mogliby chodzić 
z dziećmi na rekolekcje... bo w kościele dzieją się cuda. Cuda niepobożne.

Odsuwam od siebie myśl o sprawdzaniu prac. Już od tygodnia leżą. 
I nawet dobrze nie wyglądają.

Negocjuję z rodzicami, negocjuję z dziećmi... ale siwieję sama. Wyjątkowo.

Znów zaskakuje mnie piątek. 
Trzeba będzie wstać ze słońcem. 
Z kurami. 
Z budzikiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz