czwartek, 11 lutego 2016

.

Jakoś tak jest, że to, co dobre szybko się kończy... 
Na szczęście pozostają dobre wspomnienia. 
Ferie miałam wykorzystać między innymi na zrobienie porządku w zdjęciach i na ich wywołanie. Porządku nie ma, ale za to udało mi się wyskoczyć do fotografa. I są... może nie świeże i pachnące, ale za to pełne dobrych ludzi, miejsc, skojarzeń.


Oddychanie. Tego najbardziej brakuje mi w codzienności. Tego, żeby zatrzymać się 
i poczuć, jak chłodne, choć, wierzę, prawie wiosenne już, powietrze przenika komórki. By moknąć nieco i przewietrzać myśli. 

Codzienność to bieg od zadania do zadania, od obowiązku do obowiązku... z małymi przerwami na przyjemności, które w tym całym trudzie nie dają takiej radości, 
jaką powinny.


Żeby tradycji stało się zadość w wolne dni nie mogło zabraknąć ani Wrocławia, ani Krakowa. Oba te miasta uraczyły mnie dobrymi spotkaniami i nutką kultury. Radością 
w nich przebywania. Zwyczajnie lubię tam być. I sama dziwię się temu wciąż, skąd tyle we mnie sympatii dla tej architektury i smogu (tu krakowanie biją mnie pewnie po głowie). 



A teraz znów bieg przez płotki do świąt Wielkanocnych. Wielki Post, który został uznany przez jedną moją koleżankę za nowy komunikator internetowy, dla którego porzuciłam niebieskie okienko. Trzeba trochę odmienić rzeczywistość. Ruszyć głową swoją, by lepszym i przyjemniejszym uczynić to, co jest. By siebie trochę odmienić i udoskonalić. Trzeba śpiewać!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz